Murale-Kameleony: Jak technologia smart zmienia oblicze miejskich instalacji i czy tracimy duszę sprayu?

Murale-Kameleony: Jak technologia smart zmienia oblicze miejskich instalacji i czy tracimy duszę sprayu? - 1 2025

Wspomnienia z pierwszej nocnej sesji malowania

Wyobraźcie sobie ten zapach świeżo spryskanych murów, dreszcz emocji podczas patrzenia, jak z puszki wycieka kolor, a nocny chłód otula wszystko wokół. To było moje pierwsze spotkanie z graffiti – wtedy jeszcze jako nastolatek, z wypiekami na twarzy, próbując odtworzyć swoje wizje na betonowych ścianach. Tamta surowość, ulotność i spontaniczność tworzyły magię, której nie da się odzyskać w dzisiejszych, bardziej wyrafinowanych technicznie przestrzeniach. Jednak od tamtej pory minęło wiele lat, a technologia zaczęła odgrywać coraz większą rolę w kształtowaniu miejskiej sztuki.

Pierwsze eksperymenty z projekcjami na muralach

Między 2010 a 2015 rokiem zaczęły pojawiać się pierwsze próby łączenia graffiti z technologią – projekcje, które urozmaicały miejskie przestrzenie. W Warszawie, na przykład, pierwszy interaktywny mural został zrealizowany w 2012 roku na Dworcu Zachodnim. To była prawdziwa rewolucja – zamiast statycznego obrazu, mur ożywał pod wpływem ruchu, a obrazy zmieniały się w zależności od tego, kto i jak się do niego zbliżał. Używało się projektorów Epson EB-L1755U, które potrafiły wyświetlać obraz o rozdzielczości 1920×1200 i luminie 15 000 lumenów. Nie było to tanie – taki sprzęt kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale efekt był oszałamiający.

Wtedy jeszcze nie myślałem o tym, jak wiele pracy wymagało utrzymanie tych instalacji. Projektory przegrzewały się, kabelki czasem się urywały, a warunki atmosferyczne – deszcz, wiatr – nie ułatwiały życia. Ale mimo wszystko, magia tego momentu, gdy na murze pojawiały się pierwsze animacje, była nie do opisania. Pamiętam, jak podczas jednej z prób, w trakcie ważnej wystawy, system nagle się zawiesił – i choć był to frustrujący moment, to jednocześnie pokazał, jak bardzo jesteśmy od tego uzależnieni.

Obecny stan – powszechność interaktywnych instalacji

Dziś interaktywne murale to już nie rzadkość, a standard. W wielu miastach na świecie – od Barcelony, przez Berlin, aż po Warszawę – pojawiają się projekty, które nie tylko malują ściany, ale i wciągają odbiorców w aktywną kreację. Czujniki ruchu, kamery, LiDAR – wszystko to sprawia, że mur staje się otwartym oknem na cyfrowy świat. Zamiast statycznego przekazu, mamy dynamiczne opowieści, które można modyfikować w czasie rzeczywistym.

Przy okazji, coraz częściej korzysta się z platform takich jak TouchDesigner czy Processing, które pozwalają na tworzenie skomplikowanych wizualizacji. Niektóre instalacje bazują na algorytmach AI, które generują unikalne murale na podstawie danych z otoczenia albo z odgłosów miasta. Cena takiej technologii nie jest już tak straszna – projektory o wysokiej luminie można kupić już za kilkanaście tysięcy złotych, a czujniki ruchu kosztują od kilkuset złotych w górę.

Jednak czy te cyfrowe formy sztuki nie tracą czegoś z ducha? Czy nie zaczynamy tworzyć „murali-kameleonów”, które zmieniają się jak kameleony, ale jednocześnie zatracają tę autentyczność, którą kiedyś dawał spray i odwaga spontanicznego malowania? Warto się nad tym zastanowić.

Technologia a autentyczność – czy tracimy duszę sprayu?

To pytanie, które zadaje sobie wielu artystów i miłośników sztuki ulicznej. Z jednej strony, technologia daje nieograniczone możliwości – można tworzyć interaktywne instalacje, które reagują na ruch, dźwięk czy temperaturę. Z drugiej, czy nie jest to już tylko efekt wizualny, pozbawiony tego pierwotnego buntu i surowości graffiti? Czy murale, które zmieniają się w zależności od tego, kto je ogląda, nie tracą na autentyczności?

Pamiętam rozmowę z Zbyszkiem „Klaksonem”, który od lat maluje na ścianach. Powiedział mi kiedyś: „Spray to pędzel duszy, a technologia to lakier na włosach – ładnie wygląda, ale nie czuję tego samego, co kiedyś”. I chyba coś w tym jest. Spray, choć prosty i dostępny, ma w sobie coś z przemijania, z ulotności – raz pomalujesz, raz znikniesz. Digitalne murale mogą trwać, ale czy nie są bardziej efemeryczne, bardziej ulotne w sensie emocjonalnym?

Z drugiej strony, dla młodych artystów technologia to szansa na dotarcie do szerszej publiczności. Platformy społecznościowe, edytory wizualne, dostęp do zaawansowanych narzędzi – wszystko to sprawia, że sztuka uliczna staje się bardziej dostępna i różnorodna. Jednak czy nie ryzykujemy, że w pogoni za nowinkami, zapomnimy o tym, co najważniejsze – o szczerości i odwadze, które od zawsze charakteryzowały graffiti?

Technologia smart – farba przyszłości czy cyfrowy lakier do włosów?

Gdy myślę o technologii smart w kontekście muralów, widzę jak na ekranie pojawiają się obrazy, które można zmieniać na polecenie. To jak malowanie na ekranie, które żyje własnym życiem. Projektory o luminie 20 000 lumenów, czujniki IR czy kamery LiDAR – wszystko to brzmi jak scena z filmu science-fiction. A jednak, to realne narzędzia, które coraz częściej goszczą w przestrzeni miejskiej.

Jednak czy to jest to, czego oczekujemy od sztuki ulicznej? Czy nie lepiej, by mural był jak ten pierwszy, spontaniczny spray – ulotny, nieprzewidywalny? Czy nie jest tak, że technologia zamienia artystów w programistów, a murale w cyfrowe instalacje, które mogą być równie piękne, ale już nie tak surowe i pełne emocji?

Oczywiście, wszystko ma swoje miejsce – są projekty, które dzięki technologii zyskują nowe życie, ale czy nie powinniśmy zachować równowagi? Może przyszłość polega na łączeniu tego, co najlepsze w obu światach – na przykład na tworzeniu muralów, które można modyfikować cyfrowo, ale jednocześnie zachowują oddech i autentyczność tradycyjnego sprayu.

Przyszłość murali – refleksja i nadzieja

Patrząc na rozwój technologií, nie sposób nie zadać sobie pytania o przyszłość sztuki ulicznej. Czy za 20 lat będziemy wspominać te cyfrowe murale z takim samym sentymentem, jak dzisiaj wspominamy graffiti z lat 90.? A może technologia okaże się tylko narzędziem, które pozwoli nam jeszcze lepiej wyrazić siebie, ale nie zastąpi tego pierwotnego ducha?

Jestem przekonany, że kluczem jest umiejętność zachowania równowagi. Możemy korzystać z najnowszych technologii, ale nie zapominać o tym, co w sztuce ulicznej najważniejsze – o szczerości, spontaniczności i odwadze. Może właśnie w tym tkwi sekret – w umiejętności łączenia tradycji z nowoczesnością, by murale nadal były „duszą” miasta, a nie tylko cyfrowymi wyświetlaczami.

Na koniec, zastanówcie się sami – co dla Was jest ważniejsze? Czy sztuka uliczna ma pozostać miejscem buntu i wolności, czy można ją rozwijać, korzystając z technologii, nie tracąc przy tym jej esencji?